sobota, 19 listopada 2016

IX Coraz bliżej święta...

"I rzekł do nich Anioł: Nie bójcie się, [...]dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan."


Zaraz po Wszystkich Świętych ruszył świąteczny szał. Znane marki ścigają się w wypuszczaniu świątecznych reklam, centra handlowe lśnią od ozdób, co rusz widzę stragany z bożonarodzeniowymi świecidełkami, Starbucks wypuścił świąteczną edycję kubeczków... STOP! Halo! Jest dopiero listopad! 


Im szybciej pojawiają się świąteczne reklamy i ozdoby, tym mniej tego niezwykłego czaru zostaje na samo Boże Narodzenie. Nie tylko ja to zauważyłam, jednak co możemy zrobić? Nic.
Mnie już zdążył ogarnąć prawdziwy, świąteczny szał zakupowy. Nazbierało mi się tyle osób, którym chce coś kupić, że robiąc to na ostatnią chwilę nie miałabym szans się wyrobić ani czasowo, ani pieniężnie.

Święta to wspaniały okres, pełen zapachów, muzyki i magii. Od zawsze uwielbiałam ten czas, wręcz żyłam dla niego. Ale od tego roku w ogóle nie widzę uciekających dni. Rodzice co rusz się pytają, co bym chciała na Gwiazdkę, a ja nie umiem im odpowiedzieć. Nie mam czasu namyśleć się, co bym chciała. Bo o co mam poprosić? O ładne pisaki do notatek? Nowy zeszyt? Jedyne, czego potrzebuję i co bym chciała dostać, to odrobina spokoju. Żebym nie musiała się stresować tym, czy zdążę zrobić referat, czy dam radę się nauczyć na chemie lub czy autobus dojedzie do szkoły, gdy rozpoczną się mrozy. Jednak, jak powszechnie wiadomo, czasu i spokoju nie da się kupić.

Prezenty, prezenty, prezenty... tyle osób, a tak mało pieniędzy. Do pracy iść nie mam ani czasu, ani gdzie. Mieszkam w dość... słabo rozwiniętym pod względem transportu miejscu. Jeden autobus rano do szkoły, cztery do domu po południu. Zdarza się, że któryś nie pojedzie. Wtedy któreś z rodziców musi nas zawieźć. Upragniona osiemnastko, przyjdź!
 Obiecałam sobie, że ja nigdy nie zrobię tego moim dzieciom, chociażbym miała się męczyć w bloku, nie narażę ich na brak normalnego kontaktu ze światem. O tym opowiem jednak w innym wpisie.
 Wracając do kwestii podarków... młodsza siostra życzy sobie wrotki(ciekawe, gdzie będzie jeździć), więc wypadało by tej małej łamadze kupić ochraniacze, żeby przeżyła. Mama uwielbia świeczki, ale walają się luzem po szufladzie, więc trzeba coś z tym zrobić. Tata? Co kupić mężczyźnie, który niczego nie potrzebuje?
Przyjaciółka? Kupione tydzień temu. Chłopak? Zamówione, teraz czekać aż przyjdzie. Babcia? Dziadek? Tyle ludzi, tyle wydatków...
Na pewno nie poprzestanę na tych upominkach i na tych osobach. Dla reszty mojej paczki zrobię coś sama, przecież nie będę wszystkim kupować rzeczy. Spersonalizowane kartki z życzeniami na pewno się spodobają. 
 A ja? Gdzie w tym miejsce dla mnie? Gdzie moja chwila wytchnienia? Brak danych. Sama się pisałam na takie życie i taki los. Nie ma co narzekać, tylko zacząć pracować. Mimo, że nie ma gdzie...
Szczerze? Już się nie mogę doczekać, aż w końcu zacznę pracę. Jakąkolwiek. Dostając 50zł miesięcznie, nie jestem w stanie zrobić tego, co muszę. Mama pyta, na co wydaję te pieniądze. Tutaj kawa, tutaj herbata, coś do jedzenia, Dycha idzie do puszki. Mimo wszystko to naprawdę nie jest dużo. To straszne, ale tak to wygląda. Nie mogę się też zabrać za wystawienie ubrań na OLX. Może w końcu to dziś zrobię? Chyba będzie trzeba.


                                                                                   Kavvomaniaczka



sobota, 12 listopada 2016

VIII Hej, za rok matura...

"Każda chwila może być lepsza. Kawa pomaga."

Dokładnie za 538 dni moja matura. To jeszcze tyle czasu, ale już teraz trzęsę portkami ze strachu. Nie chodzi o to, że boję się, że nie zdam. Wręcz przeciwnie. Wiem, że zdam, ale boję się, że wyniki, które osiągnę, nie wystarczą. Chociaż, ostatnia piątka ze sprawdzianu z biologii dała mi nadzieję...

  Stres jest naturalną odmianą strachu i zdenerwowania. Towarzyszy każdemu, w mniejszej lub większej skali, niezależnie od wieku. Jesteśmy mu poddawani od najmłodszych lat, a każdy sobie z nim radzi inaczej. Jedni go zajadają, inni imprezują, jeszcze inni relaksują się z książką na kolanach.  Ja nie potrafię sobie jednak z nim poradzić. Stres związany z Egzaminem Dojrzałości zaczął mnie zjadać w momencie, jak zaczęłam moją obecną, drugą klasę liceum. Biochem był moim marzeniem od zawsze, od początku wiedziałam, że będzie ciężko, dlatego zamiast narzekać na ilość nauki, po prostu ją przyswajam. Ten post piszę w przerwie od nauki tkanek roślinnych(najnudniejsze tematy, a zarazem dobrze wiem, że najłatwiejsze, bowiem człowiek i anatomia to już wyższe szczyty, a o genetyce już nie wspomnę, chociaż jest bardzo ciekawa). Siedzę nad książkami naprawdę dużo, do tego bardzo dbam o moje stosunki ze znajomymi, dlatego pozostaje mi mało czasu na sen.

♥ Z instagrama www.instagram.com/na_medycyne

Ale jest to małe poświęcenie, bo to, co chcę osiągnąć jest tego warte.
Mój cel to UMED w Łodzi. Medycyna wojskowa. Moim zdaniem jest to bardzo przyszłościowe, a od zawsze marzyłam o tym, aby iść do wojska. Połączenie moich dwóch, jak myślałam do niedawna, odmiennych marzeń, jest czymś wspaniałym i nie widzę dla siebie innej przyszłości, niż właśnie tam.

Z nauka nie idzie mi najgorzej. Trochę inaczej wygląda kwestia formy. Staram się ćwiczyć w domu, ale nie mam czasu biegać, czy chodzić na siłownie. Tak, wiem, wiem... czas ma się na to, na co się chce. Ale to naprawdę trudne znaleźć chwilę, kiedy do domu się wraca o 16:30, a ma się co chwilę sprawdzian. Moja forma, tak właściwie, nie wygląda bardzo źle. Trzymam się dobrze. Ale większy problem mam z moimi rękoma i siłą ramion. Podczas egzaminów wstępnych na UMED jest test składający się z koperty, biegu na chyba 800 metrów oraz pompki na ławeczce. Minimum to 6. A ja ledwo tyle robię i bez ławeczki. Staram się, ale idzie mi to bardzo mozolnie i trochę mnie to zniechęca... ale cóż, trzeba się starać, marzenia się same nie spełnią.
 Jak już się tam dostanę, to i tak przez pierwsze tygodnie dadzą mi wycisk, więc moja forma się na pewno poprawi. Jednak najpierw trzeba się tam dostać...
 Stosuję ułożony przez siebie plan nauki. W poniedziałki, wtorki i piątki powtarzam biologię, wszystko co dotychczas przerobiłam, natomiast w środy i czwartki skupiam się na chemii. Liczę zadania, w środowe korepetycje rozwiązujemy z Jędrkiem(który jak się złożyło jest niedawnym absolwentem mojej szkoły)stare matury. W weekendy poświęcam czas na polski, matematykę czy historię. Angielski wałkuję w poniedziałkowe korepetycje. Całe moje obecne życie ustawiłam pod maturę 2018. 
♥ Z instagrama www.instagram.com/medstudent
 Ciężki to dla mnie orzech do zgryzienia i mimo wsparcia mojego chłopaka(który jest razem ze mną na biochemie), czasem już nie daje sobie rady. Są dni, gdy po prostu jestem w stanie płakać ukradkiem na lekcji, powtarzając sobie, jaka to ja jestem beznadziejna, mimo że wiem, że to donikąd nie prowadzi.  
 Większy problem mam z chemią, niż z biologią, na której jest po prostu wkuwanie, wkuwanie i wkuwanie, (no i może czasem wkuwanie) bo chemia to kwestia zrozumienia, jak na matematyce, z której swoją drogą nigdy nie byłam "czempionem".

Motywacje znalazłam w instagramach ludzi, którzy w przyszłym roku będą pisać maturę z rozszerzonej biologii i chemii. Przed nauką przeglądam sobie tablicę i widzę piękne notatki czy zdjęcia, co niesamowicie mnie napędza. Zaobserwowałam może z 20 takich profili. Zdjęcia z dwóch z nich możecie zobaczyć powyżej. Naprawdę polecam wam taką drogę motywacji, wydaje się to takie błahe, ale naprawdę pomaga. Ale o motywacji dokładniej opowiem w następnych wpisach, a teraz wracam do tkanek roślinnych.


Jeśli prowadzisz instagrama, tumblra lub po prostu bloga o swoich osiągnęciach i przygotowaniach do matury, podlinkuj mi go na dole, bardzo chętnie go zobaczę!


                                                                        Kavvomaniaczka


piątek, 4 listopada 2016

VII Październikowi ULUBIEŃCY!

" Pamiętaj, że świat należy do Ciebie. Ale najpierw kawa."

Witam was na początku listopada! Za nami październik- z kilku powodów, mój ulubiony miesiąc. Ciepłe grzejniki, kolorowe liście, kasztany, gruszki, cynamon, ciepłe sweterki i słońce w chłodne dni ♥

Wielu ludzi nie przepada za jesienią. Jak to powiedziała pewna bliska mi osoba, jest to "okres przygotowywaczy do zimy". Moim zdaniem, jesień jest najbardziej niedocenianą porą roku. A zwłaszcza jej środkowy miesiąc- październik.
 We wrześniu nadal zdarzają się ciepłe dni (lub tak jak w tym roku- upalne tygodnie). Gdzieniegdzie na drzewach można zobaczysz żółtawe już liście, jednak nie zwraca się na to uwagi, bowiem nie rzucają się one w oczy. Wrzesień to ostatnie tchnienia lata, więc narzekają na niego tylko uczniowie, którzy  wraz z jego nadejściem, muszą wracać do szkolnych ławek.
 Listopad charakteryzują deszcze, chmury, zimno i brak słońca. Prawie całkowicie ogołocone drzewa informują o nadchodzącej zimie. Wstaję do szkoły- jest ciemno. Wracam z zajęć- jest ciemno. Panuje aura przygnębienia i zmęczenia. Nie wiem, jak bym sobie poradziła bez porannych, rozbudzających ćwiczeń.
 Październik jest taką cudowną granicą pomiędzy zimą a latem. Taka symboliczna polska, złota jesień. W tym roku był naprawdę piękny, mimo tych deszczowych dni, które przecież są typowe dla jesieni! Moja szkoła stoi w otoczeniu wielu drzew. Więc przy każdym wyjrzeniu przed okno uderzała mnie fala ciepłych kolorów- żółci, pomarańczu i jasnej czerwieni. Podczas wielu słonecznych dni najchętniej zamiast iść do szkoły, udałabym się do Parku Wilsona i przeszła alejkami, pośród tych barw. Naprawdę, w tym roku październik przeszedł samego siebie i nie mogę narzekać na brak piękna.

ALE ULUBIEŃCY!

Ciasto dyniowe! 
Dynia jest nieodłącznym symbolem jesieni. Można ją przyrządzić na słodko, na słono, w formie zupy, stałego dania lub ciasta, dlatego to mój MUST HAVE na jesień.
Pominę już fakt, że pułki w mojej spiżarni zapełnione są dyniowymi kompotami domowej produkcji ;)
Ciasto dyniowe postanowiłam przygotować z okazji Halloween, a cały proces jego produkcji można było zobaczyć na snapie, na którego swoją drogą gorąco was zapraszam- adda66.6 ♥
Jest ono doskonałą propozycją dla kogoś, komu smakują takie dzieła jak na przykład ciasto marchewkowe. Bowiem smak jest bardzo zbliżony :D

Cynamonowa kawa!
Może to banał, może już było, ale dla mnie to jest hit tej jesieni. Mogłabym pić taką gorącą latte z cynamonem do końca życia. Zapach mnie powala, dlatego w moim domu królują też cynamonowe świeczki, ale o tym za chwilę.

Cynamon!
Na pewno wielu z was ta przyprawa kojarzy się ze świętami, jabłkami i ogólnie z zimą. Jednak dla mnie to jest symbol całego chłodnego okresu w roku, a zwłaszcza wieczorów. Cynamon dodaję do wszystkiego, do czego się da. Od świeczek, przed kawę po owoce. Szczególnie dobrze się komponuje z pieczoną gruszką i czekoladą!

Róż!
Jesienią króluje czerwień, brązy i śliwki. Ale ja postawiłam na pudrowy róż. Mam w tym kolorze bluzę, sweter i płaszczyk. Wszystko to daje takiej radości i niewinności zarówno mnie jak i mojemu otoczeniu. Kolor jest śliczny, wyjątkowy. Bardzo mało osób decyduje się na niego, zwłaszcza jesienią, a ja należę do osób, które starają się być wyjątkowe!

Grube swetry!
Nigdy nie przepadałam za grubymi ubraniami. Wolałam założyć krótki rękaw i bluzę, lub taką narzutkę, chyba tylko nazwą przypominającą sweter. Jednak w tym roku wybrałam się na zakupy i zaopatrzyłam się w rekordową ilość swetrów. Kupiłam ich łącznie aż pięć. Oczywiście nie na raz ;) Osobom zainteresowanym i mieszkającym w Poznaniu, polecam wybrać się na BeMa, na Dolnej Wildzie. Są tam naprawdę fajne rzeczy, w przystępnych cenach :D


To by chyba było na tyle w październikowych ulubieńcach. Myślę, że następny taki wpis pojawi się na przełomie grudnia i stycznia, najpóźniej w lutym, ale na pewno nie wcześniej. Tymczasem chciałabym was zaprosić na mojego instagrama ( www.instagram.com/nela.is.a.duck ) oraz  na mój kanał na youtube ( www.youtubr.com/NelaVLOGpl ).

Do zobaczenia w następnym wpisie!

                                                                                                          Nela ♥

poniedziałek, 2 maja 2016

VI Kawowe sukcesy, czyli powrót do biegania!

~ Motywacja jest czymś, co pozwala nam zdobywać góry, osiągać wyznaczone cele i daje siłę, aby wstać i iść po kawę. ~


 Dzisiaj stała się rzecz, do której myślami wracałam od września- wstałam rano i poszłam pobiegać. To niesamowite, jak bardzo może spaść kondycja przez kilka miesięcy nie wykonywania tego ćwiczenia. Zrobiłam trasę, którą zwykle pokonywałam, kiedy miałam większego lenia, a czuję się, jak bym pobiegła z domu do Poznania i z powrotem(a zaznaczam, że byłoby to około 58km.).

   Ale od początku...                                                 Co mnie zmotywowało do powrotu?

Wczoraj w nocy oglądałam pewien film, w którym chłopak przez swoją ciężka pracę osiągnął szczyt i pokonał faceta, który kilka miesięcy wcześniej nieźle go skopał (nie mówię o Karate Kid ;) ). Dało mi to do myślenia i sprawiło, że znalazłam w sobie siłę, aby wstać rano i wyjść na dwór. Znalezienie motywacji jest bardzo ważne, bowiem bez tego niewiele się zrobi, wiem po sobie.

Trudne powroty...

Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że dam radę po tak długiej przerwie przebiec 5km. Teraz pewnie niektórzy z was się śmieją, że to malutko, ale powiem wam jedno- nie wolno katować organizmu. Wspomniałam o tym w ostatnim filmie na moim kanale (kto ogląda, ten wie). Skatowanie organizmu nie da nam nic prócz złego samopoczucia i znielubienia danej dziedziny. Nie wolno pierwszego dnia po powrocie lub w ogóle zaczęciu treningu spodziewać się, że bez zadyszki przebiegnie się 10km. Ludzki organizm ma do siebie to, że do wszystkiego przyzwyczaja się powoli- od diety po nowe buty.
                                                              Jaki mam w tym cel?
Chciała bym poprawić swoją kondycję. Przez zimę i góry nauki związane z pójściem do liceum zaniedbałam trochę swoje ciało i zdrowie. Bieganie jest czymś, na co nie trzeba drogiego sprzętu czy wielu godzin spędzonych na ćwiczeniach. Ze swojej przeszłości wiem, że najtrudniejsze są pierwsze trzy tygodnia- potem bieganie wkradnie się do codziennego życia i będzie tak długo, jak mu pozwolę. 
Powiem wam szczerze, że przez ostatnie kilka miesięcy bardzo mi czegoś brakowało. Kiepsko się czułam zarówno fizycznie jak i psychicznie, ale teraz wiem, że tęskniłam za porannym bieganiem. Wschodzące słońce, cisza, szum pojedynczego auta gdzieś w oddali i delikatny chłód na skórze sprawia, że się odprężam. Wczesny poranek zajęty bieganiem sprawia, że dzień staje się lepszy, przybywa nam energii a kawa po powrocie i prysznicu nie jest już ładowarką, ale czystą przyjemnością. ♥

Kavvomaniaczka

niedziela, 24 kwietnia 2016

V Poniedziałek z kawą ♥

~ Czasem nic tak nie czyni dnia pięknym, jak kupek słodkiej kawy z rana ~

 Już jutro przypada ten znienawidzony przez jakieś 95% społeczeństwa dzień- Poniedziałek.
Nie rozumiem tego fenomenu- co jest złego w tym dniu? Niesie w sobie przecież mnóstwo nowych możliwości, planów i zdarzeń!
  Ja osobiście bardzo lubię poniedziałki. Tego dnia zawsze coś się dzieje- nie zawsze dobrego, ale jednak. W poniedziałek prowadzę tez snapa grupowego ( blogger_girls <-- zapraszam), Naruciak wrzuca nowy film, a ja z reguły wtedy łapię taką pozytywną energię, która motywuje mnie do działania. Może to dziwne? Przecież większość ludzi jest wtedy ociężała, zmęczona i zdołowana z powodu skończonego weekendu. Powiem wam szczerze, że JA TEŻ TAK MIAŁAM!

Poniedziałek jest dniem, który jest początkiem. Przecież to właśnie od poniedziałku zaczynamy dietę, ćwiczenia, naukę czy jakiekolwiek zmiany. Jeśli nie uda się 1 stycznia, to przerzucimy to na następny poniedziałek. Czy to dobra taktyka? Nie wiem. Ja tego nie stosuje, bowiem wiem, że lepsze efekty osiągnę nie zaczynając jutro, w poniedziałek czy za miesiąc, ale teraz.
 Nie chodzi o to, że mówię sobie " to teraz zaczynam ćwiczyć" po czym rzucam się na podłogę i robię pompki :p Tutaj chodzi raczej o psychikę- zaczynam teraz, żeby w następny poniedziałek być już o krok dalej, niż bym była, gdybym od niego zaczęła.
 Trochę pomieszane z poplątanym i supełek do tego- ja wiem. Jednak stosuję te technikę od dobrych sześciu lat i jak dotąd, wychodzę na tym doskonale :D

 Poniedziałek jest dobry!- tak brzmi jedno z moich mott życiowych. Dlaczego? Ponieważ ogromną rolę w naszych sukcesach odgrywa nastawienie psychiczne. Jeśli mówimy, że nasz nieszczęsny poniedziałek jest zły, niedobry i nikt go nie lubi- to tak będzie naprawdę. "Kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą". Chcesz mieć dobry poniedziałek? 
  • Wstań rano,
  • włącz radio i potańcz lub pośpiewaj,
  • zrób kilka skłonów i pajacyków,
  • ubierz się ładnie,
  • wypij słodką kawę,
  • I WYJDŹ Z DOMU Z UŚMIECHEM!
 Należy pamiętać, ze diabeł nie jest taki straszny, jak go malują i do wszystkiego należy podjeść z dystansem. To tylko kolejny dzień tygodnia- stu tysięczny w twoim życiu. Uśmiechnij się do kalendarza i potraktuj go tak, jak środę, czwartek czy sobotę! I pamiętaj też, że każdy poniedziałek zbliża Cię do osiągnięcia celu. ♥

 Kavvomaniaczka

piątek, 22 kwietnia 2016

IV Testy Gimnazjalne i dobór szkoły - kavvowe opinie

Testy gimnazjalne, dobór szkoły i uzyskiwanie punktów jest niemal tak stresujące, jak brak kawy w kredensie!

Doskonale pamiętam stres związany z testami trzecich klas i tym, czy dostanę się do TEJ szkoły ponadgimnazjalnej. Moim celem było VI LO- Paderek. Chodziła tam moja mama i większość ciotek, więc podświadomie chciałam przedłużyć tę "tradycję". Nie udało mi się i nie żałuję!
 Mój kolega uczy się w tej szkole i mówi, że jest zupełnie inaczej niż za czasów naszych mam. Nauczycieli określa jako dziwnych, szkołę jako "udającą poziom"(profesorowie wymagają więcej, niż sami sobą reprezentują) a ludzi i atmosferę- jako ciągły wyścig szczurów.
Moim liceum jest poznańska Klaudynka i powiem szczerze, że nie mogłam lepiej trafić. Atmosfera jest cudowna- każdy, zarówno uczeń jak i profesor jest skory do pomocy, biblioteka jest wielkości małej sali gimnastycznej, testy i kartkówki są robione rozsądnie, większość nauczycieli rozumie, że przykładowo, "human" może mieć problem z matematyką, a biol-chem niekoniecznie jest zainteresowany szczegółową historią upadku chińskich władców. Wiele konkursów, akcji i wykładów, w wypadku mojej klasy- na Uniwersytecie Adama Mickiewicza.

Jednak dostać się nie jest łatwo. W tym roku próg punktowy do klasy 1a wyniósł bodajże 129pkt. Przebiliśmy ponoć samego MARCINKA!

  Jeśli chodzi o testy gimnazjalne- dla mnie to głupota i niepotrzebne marnowanie papieru. Podział szkół na 8 lat podstawówki i 4 liceum był cudowny, a zamiast testów gimnazjalnych były testy wstępne. Do niektórych, naprawdę wysokich liceów nadal takowe są i nikomu to nie przeszkadza, prawda?
  Testy Trzecich Klas wiążą się ze stresem- to wie każdy. Jednak czy jest to opłacalne? W gimnazjum byłam piątkową uczennicą, wyszłam ze średnią 5.3 i górą nagród, a kolega z klasy, który ledwo zdał rok, napisał egzaminy chyba tylko o 20 punktów mniej. Wszyscy wiedzieli, że ma farta do wyliczanek- zdawał tak co drugi test.
  Chciałabym wrócić do systemu egzaminów wstępnych, ale mam to już za sobą i niewiele mogę zrobić. Mam tylko nadzieję, że moja młodsza siostra zostanie potraktowana lepiej i bardziej sprawiedliwie.

  Jeśli chodzi o wybór szkoły- moja wychowawczyni powiedziała mi, że "nie ważne, na jaki profil się dostaniesz, zawsze możesz się przenieść". Idąc za jej radą, na moją kartę zgłoszeniową wpisałam każdy profil najpierw w VI LO, a następnie w V LO.
NIE WOLNO TAK ROBIĆ!
Dostałam się do Klaudynki na profil, który nie był dla mnie, czyli na mat-geo. Patrząc na to, co teraz mają moje koleżanki i koledzy, mogę śmiało powiedzieć, że przeniesienie, było najlepszym, co mnie spotkało.
 Na biol- chemie czuje się cudownie. Oczywiście- nie jest łatwo. To szkoła ciesząca się świetnymi opiniami i jedną z najwyższych not odnośnie zdawalności matur w Poznaniu. Jednak mimo tego, że jestem wykończona, mogę śmiało powiedzieć, że Klaudynka jest najlepszą szkołą, do jakiej mogłam się dostać.

Kiedy wybierasz szkołę, kieruj się tym, co cię interesuje- sprawdź czy mają wystarczającą ilość godzin z przedmiotu, w kierunku którego chcesz się rozwijać. Zbadaj, jakie są tam prowadzone zajęcia dodatkowe i zagadaj do kogoś, kto do tej szkoły uczęszcza- z własnego doświadczenia wiem, że to bardzo ważne.
Jeśli chodzi o profil- dokładnie to przemyślcie. Nie ładujcie się gdzieś, gdzie nie będziecie się dobrze czuć tylko po to, aby dostać się do szkoły i później się przenieść. NIE! Nie zawsze da się to zrobić i wtedy nie pozostanie wam nic innego jak zrezygnowanie i pozostanie w klasie, do której zostaliście przydzieleni. Ja sama nieźle się nalatałam, zanim mi się udało.

Wybór szkoły jest trudną rzeczą. W wieku piętnastu lat zostajemy postawieni przed wyborem tego, co chcemy robić w życiu, dlatego BARDZO WAŻNE JEST dokładne PRZEMYŚLENIE tego, co chce się robić oraz zaplanowanie, jak to osiągnąć.

Powodzenia! ♥

Kavvomaniaczka

środa, 20 kwietnia 2016

III. Kawa ratunkiem


Kojarzysz taki dzień, kiedy budzisz się rano z przeświadczeniem, że zdarzy się coś dobrego? I faktycznie, dzieje się? Wszystko idzie cudownie aż do TEGO momentu..

 Obudziłam się wyspana i mimo że mój sen trwał góra 4 godziny, to cichy głosik w mojej głowie mówił "DZIŚ BĘDZIE CUDOWNIE!". Wstałam, ogarnęłam się i wyszłam z domu. Mimo zimna była piękna pogoda, a słoneczko świeciło. Od razu człowiek czuł się lepiej!
 W szkole także spotkały mnie same dobre rzeczy, wpadło kilka cudownych ocen i rozpierała mnie energia; wszystko zmieniło się, kiedy weszłam do domu, po powrocie ze szkoły.
 Od razu zwalił się na mnie nadmiar obowiązków- jutro czekają mnie dwa sprawdziany(historia i angielski- niebawem matury, więc testy, kartkówki i projekty mam niemal codziennie), utrzymanie domu w porządku(względnym ☺), zadania domowe, spędzenie odrobiny czasu z rodziną i oczywiście dodanie wpisu na bloga oraz stronę szkoły.
 
Czuje się wyczerpana. Piękny dzień zniknął jak ręką odjął. Miałam plan, aby w końcu iść na wyczekany rower, nacieszyć się słońcem i naprodukować odrobinę witaminy D, ale nici z tego. Na szczęście w piątek czeka mnie tylko kartkówka z niemieckiego. Uff...
 
 W między czasie zdążyłam przeżyć awarię komputera, który nagle przestał czuć się komputerem i nie rozpoznając jakichkolwiek komend, postanowił zostać mikrofalówką oraz telefonu, który poczuł się zmęczony i nie reagował na przycisk odblokowania.

 Braki snu, nadmiar obowiązków i przeciążanie umysłu sprawiło, że przerzuciłam się z kawy rozpuszczalnej, na zwykłą- sypaną. Zdecydowanie ratuje to nie tylko moje oceny, ale i życie, bo bez tego raczej nie funkcjonowała bym dobrze.

Jutro znów budzik zadzwoni o 5:30, a ja zacznę kolejny, męczący dzień. Ale korzystam, póki mogę! Za dwa lata kończę liceum i zaczną się studia. Wtedy będę miała co narzekać, bo z tego, co wiem, studenci medycyny nie mają ani pieniędzy, ani życia :p

W każdym razie... jestem wykończona, a to dopiero połowa pierwszego tygodnia. W następnym czeka mnie dokładnie to samo. Jednak nie poddam się. Pierwsza zasada spełnionego marzenia? WALCZYĆ.

To by było na tyle w tym wpisie, lecę się uczyć dalej, jestem dopiero w połowie drogi :( Trzymaj za mnie kciuki!


Kavvomaniaczka


wtorek, 19 kwietnia 2016

II Praktyki w przychodni i kawowy szok

  Zastanawialiście się kiedyś, ile kawy dziennie pije się w przeciętnej przychodni lub szpitalu? Nie? Ja owszem. MNÓSTWO!

 Miałam okazję być dziś na praktykach w pobliskiej przychodni i poczułam się mile zaskoczona, kiedy zaproponowano mi kawę. Po przejściu do "kantorka", w którym lekarze przykładowo, spędzali przerwy w pracy, rzuciły mi się w oczy kubki po kawie stojące, no cóż, wszędzie. W gabinecie lekarza, który udzielał mi praktyk (laryngologia i alergologia), także stał jeden kubek, swoją drogą, bardzo uroczy, biały z namalowaną różową falbanką. Należał on do pielęgniarki, która zajmowała się sprzętem w gabinecie szanownego pana lekarza medycyny, który był opiekunem moich praktyk.

 Siedziałam sobie na krzesełku i obserwowałam, jak pan Staszek bada pacjentów. Zarówno małe dzieci, w wieku 4-5 lat, jak i osoby w wieku emerytalnym. Czy ktokolwiek z was widział kiedyś ulgę na twarzy lekarza, gdy wyjdziecie z gabinetu niosąc same dobre wieści? Nie? Ja widziałam. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się tego. Szeroki uśmiech na twarzy i błysk w oczach- nie widziałam tego wcześniej u żadnego lekarza. Być może trafiałam na samych gburów.

Lekarze zawsze wydawali mi się przygnębieni, z deka aspołeczni i zmęczeni życiem. Dzisiejszy staż pokazał mi, że to nie jest prawda nawet w najmniejszym stopniu. W poprzednim poście napisałam o rodzajach kaw przyporządkowanych do osobowości ludzi. Myślę, że lekarze po proatu przykrywają się taką warstwą śmietanki na czas pracy, bo wiele ludzi prędzej zaufa osobie wyglądającej ponuro, niż takiej z szerokim uśmiechem na ustach i emanującej radością. Sed lex, dura lex. 

Do dzisiaj chciałam być lekarzem, bo tak. Bo dobre zarobki. Bo dobra przyszłość dla mnie i planowanej rodziny. Bo szacunek.
Jednak dzisiaj zobaczyłam w tym drugie dno. Widziałam ludzi, którzy potrzebują pomocy, którzy chcą ratunku i przyszli po niego do lekarza. Obdarzają go zaufaniem i wierzą, że ich wyleczy. Zrozumiałam, jak ważna jest praca lekarza medycyny. Jak bardzo potrzebna i jak bardzo ceniona. Gdyby ktoś mnie teraz zapytał, dlaczego chcę być lekarzem, powiedziała bym- "Ponieważ chcę ratować ludzi".


Potrzebowałam tego. Moje liceum jest naprawdę bardzo wymagające. Przez następne dwa tygodnie, codziennie będę się mierzyć ze sprawdzianem z mniej lub bardziej ważnego dla mnie przedmiotu. W takich warunkach często zdarza mi się myśleć, że mam dość i rzucę szkołę. Że nie nadaję się na lekarza, a ta ilość nauki jest dla mnie zbyt wielką górą do zdobycia. Dzisiejsze praktyki pokazały mi jednak, że warto. Warto, ponieważ ratowanie ludzi jest właśnie tym, co chcę robić.


Kavvomaniaczka


poniedziałek, 18 kwietnia 2016

I Kavvomaniakalnie

 Każdego człowieka można przyporządkować do rodzaju kawy.
ɕ Espresso- ludzie Espresso są z reguły otwarci na świat i innych. Nic ich nigdy poważnie nie uszkodziło na duchu, bądź po prostu nie potrafią żyć w sekretach, bez szczerości. Espresso'a cieszą się życiem i nie patrząc co wypada, a co nie- są po prostu zadowoleni ze świata i nie muszą się chować pod warstwą mleka.
ɕ Espresso Macchiato- mają mieszane uczucia do ludzi i świata. Tak pomieszane jak mleko i kawa na wierzchu tego rodzaju ;) Są otwarci na ludzi, świat i nowe przeżycia, ale jednocześnie nie tracą czujności. Espresso Macchiato'a są, moim zdaniem, cudowni. Cieszyć się życiem, być beztroskim, ale jednocześnie umieć obronić się przez "złymi" kawami? Coś cudownego ♥
ɕ Espresso con Panna- te kawy przeszły już swoje i kryją prawdziwe "ja" za warstwą dobrze ubitej śmietanki. Mimo tego, że większość swojej uwagi poświęcają ocenie innych kaw, czy nie są przypadkiem złymi kawami, to jednak Espresso con Panna'y  nadal umieją cieszyć się życiem i czerpać energię ze świata i ludzi.
ɕ Cappucino- te kawy są wyjątkowe. Gruba warstwa mleka maskuje ich prawdziwą osobowość, dodatkowo skrytą pod zgrabną mieszanką śmietanki i espresso. Cappucino'a charakteryzuje niepokój względem kontaktów międzyludzkich i nadmiernego szczęścia. Względnie radosne i otwarte, tak naprawdę pozostają ukryte pod swoją tarczą, która skutecznie maskuje ich osobowość.
ɕ Caffe Latte- to mój ulubiony rodzaj kaw zarówno w postaci napoju jak i "odmiany" ludzkiej osobowości. Caffe Latte ma mieszane uczucia względem innych i chowa się pod cienką warstwą nieufności. Ich zaufanie zostało już kiedyś naruszone, prawdopodobnie niejednokrotnie i dlatego zdobycie go jest prawdziwym wyzwaniem. A ja...cóż... kocham wyzwania ;)
ɕ Caffe Americano- co tu dużo mówić... cicha woda brzegi rwie! Kawy te są pracowite, ambitne i zrobią wszystko, aby osiągnąć swój cel, jednocześnie nie tracą wiary w ludzi i szczęście, jakie funduje im życie.






Porównywanie ludzi do kaw, jest raczej niecodziennym zajęciem, ale tak właśnie lubię to robić. Wyobrażacie to sobie? "CZEŚĆ! Jestem Kavvomaniaczka i jestem Caffe Americano!". Niecodzienne, zabawne i na pewno nigdy wcześniej nie spotykane!
Większość by mnie wyśmiała, część odeszła by bez komentarza, ale taka malutka, maluteńka cząsteczka, zainteresowała by się i rozpoczęła rozmowę :D Warto być kavvomaniakiem ♥

ɕ A ty? Jaką kawą jesteś? ɕ